Jak się w trakcie układania okazało, to każda z nas - czyli ja i moje córki - mamy inna technikę układania. Ewa zaczyna od brzegów, Michalina od podobnych kolorów, a ja od odwrócenia wszystkich puzzli na widoczny obrazek. I tak jak w codziennym życiu, i w tym przypadku, życie pokazało, że najbardziej wytrwałą sztuką w dążeniu do celu jestem JA. No cóż, tak to w życiu już bywa.
Za oknem tak pięknie świeci słońce, że naszła mnie ochota na wypad poza miasto. Może porobie trochę fotek.....
A tak całkiem przy okazji - następny wpis będzie o spektaklu, na którym byłam w Biskupcu Pomorskim. Grupa teatralna Jerzego Majdy dała taki spektakl, że oglądając ich zdjęcia, jeszcze się śmieję z ich tekstów.
Zapraszam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz