piątek, 11 października 2019

Islandia - kraj achów i ochów

Islandia, kraj który mnie osobiście zachwycił i w sobie rozkochał.

Wpis jest kierowany specjalnie do czterech, oczywiście nie licząc mnie, szalonych, wspaniałych i trochę pozytywie zakręconych dziewczyn Iwony, Basi, Ani, Sylwi i ..... Kasi. Bardzo miło będzie, jeżeli ten wpis zaciekawi i Ciebie.

Czasami nie wiele trzeba, aby w życiu spotkało nas coś zaskakująco fantastycznego.
Czasami potrzeba tylko fantazji i odrobiny szaleństwa, aby zobaczyć na co nas stać. I wcale nie chodzi tu o pieniądze, chodzi o czas i zaangażowanie i o zwykłe chęci.
Otóż cztery szalone dziewczyny z Kwidzyn postanowiły zrobić VERY, VERY BIG niespodziankę koleżance, która postanowiła coś w swoim życiu zmienić i przeprowadziła się do Islandii.
Islandia, trochę daleko i wcale nie tanio. No cóż, jak się powiedziało A to trzeba i powiedzieć B.
W całkiem luźnej rozmowie "Islandorka" Sylwia zaprosiła na ciasto i kawę do siebie. Ciacho i kawa zawsze brzmi dobrze. Pozostało nam tylko zgrać się czasie i spotkać przy okrągłym stole. Stół jak się później okazało wcale nie był okrąg i nie był nawet stołem, tylko prostokątną ławą.
Bilety zabukowałyśmy dużo wcześniej, żeby było taniej - i było.
Zeby jednak nie było tak prosto to w drodze na Islandię postanowiłyśmy zwiedzić Londyn.
Miałyśmy około 6 godzin na zwiedzanie, przy takiej przewodnicze jaką była Ela, czasu nam wystarczyło aby zobaczyć najważniejsze, turystyczne atrakcje.


 Big Ben postanowił przed najazdem kwidzynianek zakryć się szczelnie i oddać się w ręce konserwatorów. Nie na Big Benie kończy się Londyn.


 Nie wiem czy jeszcze ktoś w dobie telefonii komórkowej korzysta z telefonów w budkach telefonicznych. Fajnie że są, obraz jaki kojarzy mi się z Anglią to czerwone budki telefoniczne, piętrowe autobusy i dużo starych, pięknych budynków.









 Królowa oczywiście nie miała czasu aby nas przyjąć przed 17-tą na czarną herbatkę, może następnym razem.



Elu, jeszcze raz wielkie dzięki.
Po Londynie został we mnie niedosyt. Trzeba tam wrócić i na spokojnie pozwiedzać. Może Big Ben po liftingu będzie piękniejszy niż był i może Królowa zechce z nami zmienić słówko lub dwa.
Co mnie trochę zaskoczyło, to to, że na ulicach (poza samym centrum) jest dość brudno. Nie mają koszy na śmieci, tłumacząc to względami bezpieczeństwa.  Fakt, że przy takiej wielokulturowości względy bezpieczeństwa to bardzo ważna sprawa.
Każdy robi tam co chce i nikt na nikogo nie zwraca uwagi. Kolor skóry, wyznanie i orientacja nie mają żadnego znaczenia. Każdy jest tym, kim chce być.

Ciekawostka: Pamiętacie grę w 3 karty lub w 3 kubki? Tam te "oszukańcze" gry cieszą się wielka popularnością.
Jak widać na zdjęciach pogoda była rewelacyjna, 26 stopni i słońce w pełnej okazałość.
Czas nas jednak gonił. Trzeba było pożegnać Londyn i wyruszyć na lotnisko.
Zegnaj Londyn, witaj Rejkiawik.
Rejkiawik przywitał nas zimno, chłodno i ciemno. Pierwsze uderzenie wiatru doszło aż do szpiku. Ocieplenie nastało jak zobaczyłyśmy Sylwię.
Radość i niedowierzanie mieszało się z potokiem wylewanych przez nas słów. To nic, że tysiące kilometrów, to nic, że  rozmowy rzadsze, liczy się to, że My zostałyśmy takie same.
Droga z lotniska do samego Rejkiawiku trwał około godziny. Było ciemno, a wiadomo, w nocy wszystkie koty takie same. Ale dzień odkrył przed nami piękno Islandii.
Widok z okna był zachwycający.
Po czymś takim, mogło być już tylko lepiej.
Wodospady...
















Gejzery, które zachwycają swoją niepowtarzalnością i zapachem (trochę śmierci ha, ha, ha... )





Ciągle padający deszcz trochę nam przeszkadzał, ale jak się okazało i w deszczu można mieś fantazję...
My zaś postanowiłyśmy zgłębić wiedzę o Islandii i zwiedziłyśmy muzeum Ziemi Islandzkiej PERLAN


W przewodnika po Rejkiawiku PERLAN jest jednym z punktów, które trzeba zobaczyć.
Kolejny dzień i kolejne niespodzianki.
Czarna plaża - wyobraźcie sobie plażę bez piasku tylko same kamienie, czarne kamienie.








O tym, że na tej plaży wiało, to tak, jakby nic nie powiedzieć. Trzeba to przeżyć.
Kamienie na plaży były od wielkości ziarenka piasku po skały. Miejsce prawie baśniowe. Pierwszy raz w życiu coś takiego widziałam.
Islandia to również kraina wulkanów tych wygasłych ale również tych czynnych. My byłyśmy przy wygasłym i tak zachwycająco pięknym, że aż dech zaparło...



W przerwach na pokonywanie kolejnych kilometrów, a było ich bardzo dużo, zwiedzałyśmy inne miejsca w Rejkiawiku, które warto zobaczyć.
Przepiękne Centrum Kultury Harpa, centrum miasta, na każdym kroku pojawiające się murale, rzeźby, galerie i wiele innych atrakcji dla turystów.

































Jeszcze kilka słów na temat co mnie zaskoczyło:
- spokojny i leniwy tryb życia;
- życzliwość ludzi;
- nagość na basenie - tak, dobrze przeczytaliście - na basenie pierw trzeba wykąpać się nago pod wspólnym prysznicem, dzieci,młodzież dorośli i starsi - oczywiście z podziałem na żeńskie i męskie prysznice, a dopiero później można wejść na basen. W kilku źródłach znalazłam informację, że przy prysznicu jest tzw. kontroler czystości i zwraca uwagę jeżeli myjesz się niewłaściwie. My byłyśmy na basenie gdzie "kontrolera czystości" nie było.
- targ, w sobotę i w niedziele, gdzie można kupić mydło i powidło. Od starych, zużytych rzeczy, które można wyciągnąć z lamusa, po suszone ryby. Co do ryb, to jeżeli lubicie smakowe niespodzianki to polecam kiszonego rekina (smak niepowtarzalnie paskudny). Suszone ryby są ok, tylko cena odstrasza. Za to świeży łosoś - palce lizać. Ze słodyczy (jestem znanym łasuchem) polecam czekolady i żelki. Lukrecja jest tu królową słodyczy.


- z racji tego, że bardzo duży odsetek Islandczyków ma problemy z alkoholem, to w sklepach nie można go kupić. Są oczywiście wyznaczone punkty gdzie w określonych godzinach alkohol jest sprzedawany. My do drinków zakupy zrobiłyśmy w sklepie na lotnisku - przezorny zawsze ubezpieczony
- zimna woda, która leci z kranu jest klarownie czysta i niesamowicie smaczna, za to ciepła woda śmierdzi zgniłymi jajami i nie wyobrażam sobie relaksującej kąpieli w wannie, prysznic i to szybki.

I na sam koniec jeszcze kilka widoków, które jak zamykam oczy to mi towarzyszą.

















Dziewczyny, tak jak sobie obiecałyśmy - każdego roku musimy gdzieś się razem wybrać. Nie będzie ważne gdzie, będzie za to bardzo ważne aby spotkanie doszło do skutku. Abyśmy mogły spędzić kilka dni na babskich pogaduchach do późnej nocy lub wczesnego poranka, abyśmy znalazły w swoim towarzystwie wsparcie, pomoc i odrobinę  zrozumienia, bo przecież każda z nas jest inna.
Sylwia, podziękuj Markowi, że wytrzymał zlot czarownic.
Takich babek jak my PIĘĆ trudno znaleźć.
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam.
Pozdrawiam

2 komentarze: